if ( function_exists( 'wp_body_open' ) ) { wp_body_open(); } ?>
Marcin Zwierzchowski

Kulturalny Człowiek

xnxxvlxx xnxxxarab www.xnxxbro.com www.xnxxpapa.com

Joey Batey jako Jaskier – wywiad

Serialowy bard opowiada o tym, ile jego samego jest w Jaskrze i zdradza, że po zakończeniu zdjęć do „Wiedźmina” od Netflixa przez miesiąc odchorowywał tę rolę.

Marcin Zwierzchowski: Przed castingiem, miałeś jakąś styczność ze światem „Wiedźmina”?

Joey Batey: Słyszałem o grach, od znajomych, którzy w nie grali. Sam grałem raz, krótko, na potężnym kacu, w domu kumpla. Nie mogłem wtedy przejść szkolenia w Kaer Morhen, bo jestem fatalnym graczem. Książek jednak nie czytałem.

Natomiast gdy zaoferowano mi rolę Jaskra, pochłonąłem książki. Przeczytałem je w jakieś trzy i pół tygodnia, co niekoniecznie rekomendowałbym komuś, kto nie zna tej historii, bo ona zasługuje na to, by smakować ją powoli. Wielbiłem każdą stronę. Pokochałem stopień skomplikowania tworzonych przez pana Sapkowskiego postaci, jego spojrzenie na gatunek fantasy, przewrotność jego prozy. Po książkach z kolei sięgnąłem po gry, dokładnie po „Wiedźmina 3: Dziki Gon”.

Obecnie znów przechodzę tę grę. Bo za pierwszym razem chciałem poznać fabułę, teraz natomiast robię wszystko. I mam z tego wiele radości. Przed sezonem drugim wrócę również do książek i ponownie je przeczytam, przede wszystkim by odświeżyć sobie ton, to jak pan Sapkowski gra klimatem, zmienia go choćby i w obrębie jednej strony. Już się cieszę na tę lekturę, to będzie mój prezent świąteczny dla mnie samego.

Wychodzi więc na to, że choć wcześniej nie znałeś „Wiedźmina”, twoim pierwszym pełnoprawnym zetknięciem z tym światem były jednak książki, bo scenariusze dostałeś później. Czytając te scenariusze byłeś więc już w zasadzie fanem.

Jak najbardziej!

Coś cię zaskoczyło w tym, jak zaadaptowano tę historię na potrzeby serialu?

Cóż, przy przenoszeniu materiału z książek do serialu różnice są nieodzowne. Wiem, że znajdą się rzeczy, przez które fani będą wściekli, choćby były to najmniejsze szczególiki, to zawsze znajdzie się ktoś, dla kogo był to ulubiony element oryginału. W serialach nieustannie walczy się z czasem, ogranicza nas budżet, i wiele innych rzeczy.

Gdy po raz pierwszy czytałem scenariusze, nie dostrzegłem jednak żadnych wielkich różnic, nie jeżeli chodzi o tożsamość głównych bohaterów, co jest w historii najważniejsze. Lauren [Hissrich] była w stanie przenieść esencję tego, co napisał pan Sapkowski, do nowego medium. Mam więc nadzieję, że te małe szczegóły, małe zmiany zostaną wybaczone, bo widzowie skupią się na Freyi jako Ciri, Anyi jako Yennefer i na Henrym, którego rola Geralta całkowicie pochłonęła. No i w tle jestem też ja, staram się dotrzymać im kroku…

Co przyciągnęło cię w roli Jaskra?

Jaskier jest dla mnie naprawdę interesującą zagadką. Ma wierzchnią warstwę, która daje wiele frajdy, gdy się w niego wciela – humor, figlarność, muzyka. To dawało dużo przyjemności. Ale mnie do roli przyciągnęło coś innego, coś, co wyszło w rozmowie z Lauren, którą odbyłem, zanim zgodziłem się na tę rolę. Zapytałem wtedy, kim jest Jaskier i jaka jest jego rola w tej historii – nie w książkach, nie w grach, ale w serialu. Odpowiedziała, że jest lustrem. I to było najważniejszym, co wyniosłem z tej rozmowy. Jaskier jest potrzebny, by Geralt miał kogoś, kto przystawi mu do twarzy lustro, i w tym lustrze wiedźmin może dostrzec, kim naprawdę jest. Bo Geralt ma szorstką powierzchowność, niekiedy wręcz gardzi światem, ale Jaskier widzi w nim coś, o czym może nawet on sam zapomniał. Dla mnie to była chwila, w której zdecydowałem, że wcielę się w Jaskra, gdy Lauren powiedziała mi o lustrze.

Wiem, że stawiając się na casting, nie miałeś zbyt wiele czasu, by się przygotować. Wniosek byłby więc taki, że musisz być jakoś podobny do Jaskra, skoro bez specjalnego przygotowania byłeś w stanie na tyle przekonująco się w niego wcielić, że cię zatrudniono.

To interesujące, bo wiele osób zapewne doszłoby do takiego wniosku po pierwszym spotkaniu ze mną. Obu nam przyjemność sprawiają próby rozśmieszania innych, niekoniecznie udane. Obaj lubimy muzykę, jak i opowiadanie historii. Główną różnicą między mną a Jaskrem jest natomiast to, że Jaskier jest ekstrawertykiem – czerpie energię z otoczenia, w pokoju pełnym ludzi będzie się tylko nakręcał i nakręcał, stając się centrum uwagi. Ja jestem o wiele bardziej introwertyczny, przynajmniej sześćdziesiąt procent dnia muszę spędzać w samotności, by w ogóle funkcjonować. Lubię własne towarzystwo, podczas gdy Jaskier, jak sądzę, gdyby zostawić go samego na pięć minut, wyszedłby i poszukał kogoś, kogo mógłby zaczepić.

Stąd ta rola była dla mnie szukaniem równowagi między graniem Jaskra a byciem Joeyem, bo czasami Jaskra bardzo trudno „wyłączyć” i gdy już się rozkręci… Niekiedy, gdy kończyliśmy już prace na planie danego dnia, wraz z przyjaciółmi wychodziliśmy gdzieś, i ja byłem jeszcze trochę Jaskrem, co w trakcie kręcenia serialu było wymęczające. Dlatego gdy maju czy czerwcu skończyłem zdjęcia i wróciłem do domu, od razu się pochorowałem. Wróciłem do Anglii i przez miesiąc nie wychodziłem z łóżka, bo granie Jaskra jest po prostu tak wycieńczające.

To więc największa różnica. Wiele nas łączy, ale koniec końców, on jest fajniejszym facetem.

Na planie sporo improwizowałeś, więc w ten sposób wiele z ciebie samego przeszło na serialowego Jaskra.

Nie chcę tu zabrzmieć ja jakiś nadęty Aktor przez wielkie A, ale wcale nie wkładałem w Jaskra zbyt wiele z siebie. Ciężko pracowałem, by stworzyć w swojej głowie przestrzeń myślową Jaskra, więc gdy w trakcie zdjęć improwizowałem, to wychodziło to spontanicznie, wynikało ze sceny, i to Jaskier się włączał. On jednocześnie myśli szybciej, i wolniej, niż ja sam. Gdy on mówi, a mówi sporo i często odpala długie tyrady, ja stara się nadążyć, i gdy pojawia się coś nowego, to nie jest to nic planowanego, nic, co wychodzi od Joeya, tylko właśnie od Jaskra, czyli postaci pana Sapkowskiego i Lauren, która ze mnie „emanuje”.

Dodatkowym aspektem są jednak powszechne w pierwszym sezonie „Wiedźmina” skoki czasowe. Choćby z Jaskrem, poznajemy go w jednym odcinku, gdy po raz pierwszy spotyka Geralta, a gdy powraca w kolejnym, w pewnym momencie rzuca, że robią to od dziesięciu lat. Jak więc radziłeś sobie z tymi przejściami?

Miałem to szczęście, że większość moich scen nagrywana była mniej więcej chronologicznie. Ale też sceny z odcinka drugiego były jednymi z ostatnich, jakie kręciłem – co ułatwiało sprawę, bo o wiele prościej jest zacząć od przyjaźni, a potem wrócić do młodszego, bardziej żywiołowego Jaskra. Niemniej te przeskoki były wyzwaniem.

Mam natomiast nadzieję, że tym, co wybrzmi, co dla mnie wybrzmiało w scenariuszu, jest fakt, że zaczynamy od Jaskra z naszych wyobrażeń, a więc barda, huncwota, faceta wiecznie popadającego w jakieś tarapaty, a kończymy z kimś dojrzalszym, kto rozumie swoją rolę w świecie, a przede wszystkim w życiu Geralta. Z tej dojrzałości byłem zresztą najbardziej dumny, bardzo lubiłem te ciche momenty między Jaskrem a Geraltem, gdy wreszcie w odstawkę idą żarty i zostają tylko dwaj przyjaciele, pogrążeni w rozmowie, albo opłakujący innych utraconych przyjaciół.

Przejdźmy do muzyki. Brałeś udział w komponowaniu piosenek Jaskra?

Nie. To bardzo ważne, by podkreślić, że muzykę skomponowali Sonya Belousova i Giona Ostinelli. Wspaniale się z nimi pracowało, byli bardzo otwarci na pomysły, więc niekiedy podsyłali mi kilka wersji danej piosenki, albo kilka zupełnie różnych piosenek, i pytali, która najbardziej mi się podoba. I ja wskazywałem tę najlepszą według mnie, czasami dodawałem, że coś bym zmienił, oni natomiast podłapywali te sugestie. Ale trzeba podkreślić, że tę piękną muzykę zawdzięczamy im.

Ponieważ nie brałeś udziału w pierwszej fazie promocji serialu, gdzie udzielali się głównie Henry, Freya, Anya i Lauren, włączasz się w to teraz, gdy emocje są już wysokie. I przyjeżdżasz do Polski. Jak odbierasz to zamieszanie wokół siebie i „Wiedźmina”?

Tak naprawdę cieszyłem się, że wcześniej nie brałem w tym udziału, bo radzenie sobie z tłumami jest dla mnie bardzo trudne. Podziwiałem za to zwłaszcza Anyę i Freyę, dla których to coś nowego, za to, że miały w siłę, by sobie z tym poradzić.

Odnośnie zaś roli „Wiedźmina” w Polsce, wiesz, właśnie rozmawiałem z moim zespołem od PRu i zadali mi podobne pytanie, jak to jest być właśnie tu, na premierze, i musiałem szczerze przyznać, że bardziej denerwowałem się przed premierą w Londynie. Bo przyjazd do Polski był dla mnie jak powrót do domu – choć wcześniej byłem tu tylko raz, jakieś dziesięć lat temu, to wiem, jak ważny jest dla was „Wiedźmin”. Będziecie naszymi najsurowszymi krytykami, ale również najgłośniejszymi fanami, więc jeżeli przekonamy do siebie widzów w Polsce, to wykonaliśmy dobrą robotę. Fajnie tez będzie poznać ludzie, którzy czytali książki, i pewnie znają te postaci lepiej od nas samych.

Kończąc zapytam cię o kwestię, która od zawsze rozpala dyskusję, a więc o wierność ekranizacji względem oryginału – preferujesz adaptacje bliskie oryginałowi, czy odchodzące od niego?

Bardzo skłaniam się ku adaptacjom różniącym się od oryginałów. Uwielbiam być zaskakiwany, uwielbiam, gdy ktoś gra z moimi oczekiwaniami. Dlatego choćby nie chodzę na sztuki, które już kiedyś widziałem czy czytałem – bo najbardziej ekscytującym jest dla mnie nie wiedzieć, jak dana historia się skończy.

Jeżeli chodzi o „Wiedźmina”, osoby, które znają książki powinny wiedzieć, że Lauren pracowała bardzo ciężko, by zachować ton prozy pana Sapkowskiego, oraz by zaszczepić w ekipie poczucie bycia rodzina, tak jak między postaciami. Ale też musimy mieć jakieś niespodzianki, inaczej nie ma zabawy.

Wywiad pierwotnie ukazał się w miesięczniku „Nowa Fantastyka”.

Next Post

Previous Post

© 2024 Marcin Zwierzchowski

Theme by Anders Norén

Zoofilia - BestialityPorn - DogFuckПриглашаем на Порноболт за русским порноalbaneza - xnnx - rwdtube