Odtwórczynie ról Yennefer i Ciri, czyli odpowiednio Anya Chalotra oraz Freya Allan, wraz z showrunnerką Lauren Hissrich opowiadają nam o serialowych wcieleniach swoich bohaterek i o pracy na planie produkcji Netflixa.
Marcin Zwierzchowski: W takim gronie trzeba zacząć od kobiet w świecie „Wiedźmina. I od tego, jak wy same odnajdujecie się w stereotypowo „męskim” gatunku fantasy.
Lauren Hissrich: Gdy czytałam książki Andrzeja Sapkowskiego, byłam zaskoczona siłą postaci kobiecych. To coś, o czym rozmawiałam z nim już w czasie naszego pierwszego spotkania. Andrzej opowiedział mi wtedy o swojej matce, o realiach bycia kobietą w Polsce po II wojnie światowej. Wielu mężczyzn zginęło, kobiety zmuszone więc były już nie tylko prowadzić domy, ale także kierować firmami, pracować czy zarządzać gospodarstwami. I sądzę, że te cechy, ta siła, którą miały kobiety przejmujące wówczas role mężczyzn, których zabrakło, to wszystko widać w postaciach kobiecych „Wiedźmina”.
Odnośnie natomiast bycia showrunnerką serialu fantasy – to coś, o co jestem dość często pytana. Ale ja nie piszę „jak kobieta”. Tak jak scenarzyści nie piszą „jak mężczyźni”. Moim zadaniem było czerpanie ze świetnych historii Andrzeja i prezentowanie ich wszystkich aspektów – silnych kobiet, silnych mężczyzn, ale również potworów, czarnych charakterów. Miałam zadbać, by wszystko odpowiednio wypadło na ekranie.
Anya Chalotra: Również preferuję spojrzenie, że w tym świecie to nie po prostu kwestia silnych kobiet, ale ogólnie silnych postaci. Najwyraźniej widoczne jest to w Yennefer i Ciri, które mają własne potrzeby i cele, co serial pokazuje. Yen zyskuje rozbudowany wątek swojej przeszłości. Mam nadzieję, że kobiety będą czerpać z Yennefer, inspirować się tym, jak jest niezależna, jak pewnie czuje się będąc sobą, we własnym ciele.
Freya Allan: W Ciri podoba mi się, że jej siła nie jest oczywista. Często pomysłem na silną postać kobiecą jest po prostu uczynienie jej twardzielką, która kopie wszystkim tyłki. To coś fajnego, co również chciałabym kiedyś robić jako Ciri [znaczące spojrzenie w kierunku showrunnerki – przyp. red.], ale naprawdę podoba mi się to, że siłę Ciri w tym sezonie zobaczymy przez pryzmat jej słabości, ze będzie cierpieć, ale się nie podda. Dla mnie to prawdziwa odwaga. To inny rodzaj siły, polegający też na nie ukrywaniu swoich emocji.
Skoro wspomniany został Andrzej Sapkowski i spotkanie z nim, jak wyglądało jego zaangażowanie w serial?
LH: Andrzeja spotkałam po raz pierwszy w Polsce, jakieś półtora roku, może dwa lata temu. Rozpoczęłam już wtedy pracę nad serialem. Ten lunch trwał wiele godzin, zaczęło się od po prostu poznania siebie nawzajem. Tak naprawdę nie rozmawialiśmy wtedy jakoś szczególnie dużo o „Wiedźminie”. Opowiedziałam mu o swoim planie na ekranizację, który to plan mu się spodobał. Sama chciałam natomiast poznać Andrzeja jako osobę i jako pisarza. Chciałam wiedzieć, jak on widzi tę historię. Sprawdzałam, czy mamy na nią podobny punkt widzenia, i okazało się, że tak.
Od tego czasu spotykaliśmy się kilkukrotnie. Andrzej miał dostęp do wszystkich scenariuszy, odwiedził plan, poznał obsadę, i tak dalej. Z oglądaniem efektów naszej pracy woli jednak poczekać na gotowy produkt. Bardzo cieszę się z faktu, że ufa nam przy adaptacji jego historii do tego stopnia, że woli stać z boku i obejrzeć serial po tym, jak skończymy nasza pracę i będziemy gotowi się mu nią pochwalić. Widział zwiastuny, jest z nich zadowolony, odcinki obejrzy z kolei prawdopodobnie wtedy, gdy będą już dostępne na Netflixie.
Obrazowa przemoc oraz seks upowszechniły się w świecie seriali, choćby w „Grze o tron” czy „Wikingach”. Jak pod tym względem będzie prezentował się „Wiedźmin”?
LH: „Wiedźmin” to bez wątpienia serial dla dorosłych. Moje dzieci zawsze chcą wiedzieć, gdzie jestem i co robię, więc bardzo chciałyby „Wiedźmina” obejrzeć. Nie obejrzą go. Są o wiele za młodzi. W serialu będzie przemoc, seks, nagość. Ale również po prostu wiele tematów „dla dorosłych” – jak to jest być kimś z zewnątrz, imigrantem, granice między dobrem a złem, seksizm, ksenofobia – to są rzeczy, których moje dzieci by nie zrozumiały. Wracając zaś do seksu i przemocy, w takich scenach zawsze stawiam pytanie, w jaki sposób rozwijają one opowieść, jak określają daną postać. Nie chcemy scen brutalnych tylko dla ich brutalności.
Wydaje mi się, że doszliśmy już do takiego momentu jako społeczeństwo, że widzów nie trzeba już szokować. To nie jest już wyznacznik dobrego serialu. Jest nim dobrze opowiedziana historia. I jeżeli w takiej historii pojawią się sceny przemocy, albo seksu – dwoje ludzie się spotka, zakocha się w sobie, prześpi się ze sobą – to świetnie, takie sceny chętnie nakręcimy. Nic z tego nie będzie jednak użyte tylko po to, by wstrząsnąć widownią.
Jak wyglądała praca z Henrym Cavillem?
AC: Henry uwielbia książki Andrzeja Sapkowskiego, a praca z kimś o takim entuzjazmie względem historii to błogosławieństwo. Praca przy „Wiedźminie” go pochłonęła, pałał pasją, był otwarty na rozmowę, o wszystkim – rozmawiając z nim dowiedziałam się o Yennefer niezwykle dużo.
Henry wniósł do roli Geralta wiele prawdy. Dlatego nie mogę się doczekać, aż zobaczycie efekty.
Jak wygląda relacja Geralta i Ciri w serialu? W książkach poznają się, gdy Ciri jest bardzo mała, więc łatwo wyobrazić sobie między nimi więź ojca z córką. Freya jest jednak sporo starsza.
FA: Mam wrażenie, że jeszcze nie mieliśmy okazji, by skupić się na tej więzi. Osobiście widzę to jak relację ze starszym bratem. To to sama sobie wyobrażam. Jest przy niej, wspiera ją, ale też nie zawsze się dogadują. To też trochę tak, że podobnie widzę siebie i Henry’ego.
[W tym miejscu warto przytoczyć wypowiedź Lauren Hissrich z poprzedzającej wywiad konferencji prasowej, gdzie to showrunnerka zdradziła, że w pierwszych wersjach scenariusza Ciri była o wiele młodsza. Sama Freya była natomiast obsadzona w roli Marilki, czyli postaci pojawiającej się na krótko w pierwszym odcinku. Problemem miało być jednak znalezienie odpowiedniej młodziutkiej aktorki, Ciri więc „postarzono”, a nową rolę zaoferowano Freyi – przy. red.]
Fantasy zyskuje na popularności, zarówno wśród widzów, jak i twórców filmów i seriali. To tylko kwestia dostępności odpowiedniej technologii do realizacji fantastycznych światów?
LH: Błędnym jest postrzeganie fantasy wyłącznie jako ucieczki do innych światów. Ja sama, zarówno jako twórczyni, jak i fanka, widzę to jako opowieści o prawdziwych ludziach, w nieprawdziwych światach, którym to ludziom przytrafiają się fantastyczne rzeczy. Sami ludzie nie mogą jednak być fantastyczni – bo jako widzka muszę móc się z nimi utożsamiać i rozumieć podejmowane przez nich decyzje, mimo iż nie muszę się z nimi zgadzać.
Fantasy jest obecnie popularne, bo wcześniej większość widzów i widzek nie rozumiała jak je odbierać. Fani, tak zwani geecy – owszem. Wizerunek gatunku był jednak takie, że to nie coś dla każdego. Rozwój telewizyjnego fantasy to zmienił, publika dla takich seriali jest obecnie ogromna, czego jednak nie trzeba było wcale osiągać poprzez „przykręcanie” fantastyczności, ale właśnie umożliwianie widowni utożsamianie się z bohaterami i bohaterkami.
W porównaniu z pracą nad rolą Geralta, gdzie Henry Cavill miał bardzo dużo materiału, z którego mógł czerpać, jak było z Yennefer, o której przeszłości wiemy niezwykle mało? Ta niewiedza przeszkadzała, czy dawała więcej swobody?
AC: Więcej informacji na pewno by mnie nie ograniczało, ale raczej dawało pewność co do drogi Yennefer, jaką mamy nakreślić w serialu. Jednocześnie sytuacja, gdzie nie można było czerpać z książek pozwalała mi nieco pobawić się rolą. Kreowanie przeszłości Yennefer było wyzwalające.
Ostatecznie jednak wiemy z książek, kim Yennefer się staje, do czego prowadzi jej przeszłość, miałam więc strukturę, na której bazowała, znałam kolejne kroki tej podróży.
Jak wygląda magia w serialu?
LH: Nie chciałam, by magia w „Wiedźminie” była prosta metodą na załatwianie wszystkiego. Gdyby bohaterowie mogli swobodnie wszystko zmieniać, tworzyć co chcą i umykać zagrożeniom, nie byłoby ryzyka, nie byłoby napięcia. Wprowadziliśmy więc zasadę – bardzo wiedźmińską w duchu – że użycie magii ma swoją cenę, za każdym razem coś się poświęca. Bohaterowie muszą więc stawać przed wyborem, i czasami sięgają po magię, a czasami są zmuszeni wymyślić coś innego.
Ulubiona postać w serialu?
AC: Yennefer! (śmiech) To swoją drogą odpowiedź bardzo w stylu Yen.
[W tym momencie następuje krótka konsultacja dotycząca wymowy pewnego szczególnego imienia – przyp. red.]
FA: Jaskier! [wymowa bezbłędna – przyp. red.] Uwielbiam jego relację z Geraltem, to coś, na co sama najbardziej czekam w serialu. Oni są jak Shrek i Osioł.
AC: To absolutna prawda! (śmiech)
FA: Dlaczego wszyscy się śmieją, gdy to mówię?
Bo, jeżeli się nad tym zastanowić, to bardzo trafne.
FA: Uwielbiam Jaskra…
LH: Ja kocham wszystkie swoje dzieci. Nie mogłabym wybrać.
Wywiad pierwotnie ukazał się w miesięczniku „Nowa Fantastyka”.