Jonathana Safrana Foera nie sposób określić mianem twórcy wtórnego, ponieważ w każdej ze swoich trzech dotychczas wydanych powieści przedstawiał nam różne historie, ze skrajnie różnymi bohaterami. Zaczął od wyprawy młodego Amerykanina żydowskiego pochodzenia na Ukrainę, śladem prawdy o dziejach swojej rodziny. Później była wzruszająca historia chłopca, który przemierzał Manhattan w poszukiwaniu osoby mogącej pomóc mu w wyjaśnieniu zagadki dotyczącej zmarłego niedawno ojca. Aż wreszcie ostatnio zaprosił nas w środek życia wielopokoleniowej rodziny, z rozpadającym się małżeństwem na pierwszym planie. Punktem wspólnym dla tych postaci w zasadzie było tylko to, że byli oni, podobnie jak sam Foer, Żydami.
Uważny czytelnik znajdzie jednak i kolejne podobieństwa, na nieco szerszym planie. Metodą Foera jest choćby łączenie wydarzeń w skali mikro ze skalą makro, przy czym od tej pierwszej zaczyna, a tę drugą objawia nam z czasem, siły nadając jej w finale swoich powieści. We „Wszystko jest iluminacją” najpierw wplątał nas w szaloną przygodę Amerykanina na Ukrainie, gdzie towarzyszył mu skrajnie niekompetentny przewodnik – i relacja z początków tej wyprawy to jedne z najśmieszniejszych scen we współczesnej literaturze. Potem jednak przeszliśmy do rodziny rzeczonego przybysza, do jej przeszłości – pogromów Żydów przez nazistów, i scen, które mogą nie tylko poruszyć, ale i szokować. W „Strasznie głośno…” odrobinę bardziej się to miesza, jednakże z początku skupiamy się na chłopczyku i jego szalonym pomyśle odwiedzenia wszystkich mieszkańców Nowego Jorku o nazwisku Black, w efekcie czego poznajemy całą galerię fascynujących osobowości, ostatecznie Foer zrzuca jednak na nas ciężar zamachów z dnia 11 września 2001 roku – jedną z ofiar był właśnie ojciec naszego bohatera. I podobnie rzecz ma się w „Oto jestem”, z tą różnicą, że rodzina, której perypetie śledzimy przez pierwsze kilkaset stron powieści, ostatecznie uwikłana zostaje w wydarzenie fikcyjne – Izrael zostaje dotknięty potężnym trzęsieniem ziemi, co skłania sąsiednie państwa do ataku i skutkuje olbrzymią wojną w tamtym regionie świata.
Podobnie Jonathan Safran Foer miesza śmiech i łzy. Z jednej strony obdarzony jest niezwykłym zmysłem komicznym, którym popisał się zwłaszcza w pierwszej powieści, i później jednak ochoczo z niego korzystał. Z drugiej zaś bez problemu wyciska z czytelników również łzy wzruszenia, jak choćby w finale „Strasznie głośno…”, zdolnym poruszyć najtwardsze z serc, czy w opisie egzekucji ze „Wszystko jest iluminacją” – tu płynąć mogły łzy gniewu i przerażenia tym, do jakiego zła zdolny może być człowiek.
I właśnie człowieka Foer opisuje jak mało kto, naszą codzienność, skrywaną za pokazywanymi innym maskami prawdę. W „Oto jestem” w mistrzowski sposób opisał życie w małżeństwie, ten słodko-gorzki kompromis charakterów, dążeń, marzeń, i to jak może z niego wyniknąć coś pięknego, ale też jak może się ono rozpaść – z jego bohaterami utożsamiać może się każdy, kto żył w związku. Podobnie we „Wszystko jest iluminacją” zaklął niezręczność relacji damsko-męskich, widzianych oczyma młodego mężczyzny, balansującego między przesadną pewnością siebie a strachem przed płcią przeciwną. Z pewnością jedną z przyczyn tego, że Jonathan Safran Foer tak bardzo potrafi nas rozśmieszyć i tak głęboko wzruszyć jest fakt, że kreśli niezwykle realistyczne postacie, z którymi czytelnik bez problemu się utożsamia.
Polecałbym więc przeczytać wszystkie trzy jego powieści – jakoś się uzupełniają, może nie fabularnie, ale w szerszym sensie. Pierwsza was rozbawi do łez, druga przede wszystkim do łez wzruszy, a trzecia da trochę jednego i drugiego. Po lekturze każdej z nich zaś w czytelniku zostanie ślad.