Do polskich kin trafia film, który w mojej opinii już wkrótce zaliczany będzie do grona świątecznych klasyków. Jest bardzo brutalny, efektowny, zabawny, a przy tym autentycznie opowiada o duchu Świąt i w poruszający sposób dotyka tematu wiary w Świętego Mikołaja.
David Harbour wciela się w zmęczonego światem Świętego, który częściej niż do swojej fabryki zabawek zagląda na dno kieliszka. Mikołaj jest rozczarowany ludzkością, naszą zachłannością i skrajną komercjalizacją Świąt. Ma nas serdecznie dość i w tej chwili bardziej odwala swoją robotę, niż obdziela dzieci radością. W skrócie: byliśmy tak niegrzeczni, że zamieniliśmy Mikołaja w dupka.
Los jednak nie śpi i zderza naszego Zrzędliwego Mikołaja z małą dziewczynką, która autentycznie wierzy w jego moc. Sęk w tym, że rzeczona dziewczynka trafia w sam środek wielkiej afery z napaścią i porwaniem, w wyniku której ona i jej rodzina stają się zakładnikami grupy bandziorów. Co może zrobić z tym nasz Święty? Może zacząć kopać tyłki.
„Dzika noc” to orgia przemocy, której dyrygentami są ludzie, którzy dali nam „Johna Wicka”. Harbour bije, miażdży, okalecza (i sam obrywa), wymyślając coraz bardziej efektowne i niespodziewane/szokujące sposoby na zadanie innym bólu.
A przy tym nie zapomina nauczać nas o magii Świąt. Ja na tym filmie bawiłem się jak prosie w chlewiku.
GORĄCO rekomenduję.
Film obejrzany w ramach pokazu na New York Comic Con.