Przez lata Neil Gaiman dominował na polu współczesnych baśni dla dzieci i dorosłych, z „Koraliną” czy „Księgą cmentarną”. Ostatnio jednak grupa autorek rzuciła mu wyzwanie: Kate Danley i mroczny „The Woodcutter”, Katherine Arden, która w „Niedźwiedziu i słowiku” opowieść o równouprawnieniu wpisała w krajobraz słowiańskich legend, a wreszcie Kelly Barnhill ze swoją ciepłą i pełną humoru „Dziewczynką, która wypiła księżyc”.
Gaimanowi trzeba oddać, że pozostaje lepszy jeżeli chodzi o balansowanie między historią dla dzieci a grozą, która może przestraszyć również dorosłych czytelników. Barnhill napisała jednak lepszą baśń, stworzyła jeszcze sympatyczniejszych bohaterów, których – co wydawało się niemożliwe – pod koniec książki kocha się nawet bardziej, niż wspaniałą menażerię z „Księgi cmentarnej”.
„Dziewczynka…” to idealny przykład literatury dla odbiorców w wieku od lat dziewięciu do dziewięćdziesięciu dziewięciu. To opowieść o pozorach, które mylą, o wielu odcieniach miłości, o smutku i stracie. Mnóstwo w czasie lektury jest wzruszeń, jeszcze więcej okazji do śmiechu. Barnhill doskonale sprawdza się zwłaszcza w subtelnym opowiadaniu, poprzez przygody pełne magii, smoków i potworów z bagien, o rzeczach uniwersalnych, o kłamstwach, które wypowiadamy, bo kogoś kochamy, o odpowiedzialności za bliskich i poświęceniu. Nie ma w tym topornego dydaktyzmu, jest po prostu dobre i dobrze podane przesłanie, niczym w najlepszych bajkach i baśniach.
Jest to również kolejny przykład wzbierającej w fantastyce fali, gdzie więcej zaczyna się mówić o dziewczynkach, oczekiwaniach społecznych wobec nich i o potencjale, który posiadają i o którego rozkwit muszą walczyć.
Uhonorowanie tej powieści 2017 Newbery Medal, czyli najwyższym amerykańskim wyróżnieniem na polu literatury dziecięcej, nie było żadnym przypadkiem.
Kelly Barnhill, Dziewczynka, która wypiła księżyc, przeł. Marta Kisiel-Małecka, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018, s. 360