O książkach takich jak powieść „Wyborny trup” Agustiny Bazterriki zwykło się mówić: nie dla ludzi o słabych nerwach. Argentyńska pisarka kreśli przerażającą wizję przyszłości, w której mięso zwierząt staje się dla ludzi niezdatne do spożycia (wirus), co – po krótkich próbach z powszechnym weganizmem – ostatecznie prowadzi do usankcjonowanego przez prawo, zinstytucjonalizowanego kanibalizmu. Sklepy, restauracje, rzeźnie, przetwórnie mięsa i ubojnie działają dalej – tyle, że teraz zajmują się „specjalnym mięsem”. Ludziną.
Bazterrica stosuje prostą sztuczkę, do opisów tego, co my obecnie robimy zwierzętom podstawiając ludzi. „Bez skóry i bez kończyn przekształciła się w tuszę” – pisze Bazterrika, zwracając uwagę na ścianę słów, którymi odgradzamy się od prawdy. U niej nikt nie zjada „ludziny”, ale „specjalne mięso”, nikt nie obrabia ciał czy zwłok, ale „tusze”, a w sklepie można kupić „ozorki” i „podroby”. Samemu „mięsu” usuwa się natomiast struny głosowe, bo „Nikt nie chce, żeby mówiły, bo mięso nie mówi”. Argentynka na potrzeby swojej opowieści znosi granicę między człowiekiem a zwierzęciem, stosując terapię szokową opisów takich jak ten: „Zmierzając do wyjścia, przechodzą przez barak z ciężarnymi. Niektóre z nich są w klatkach, inne leżą poukładane na stołach – bez rąk, bez nóg […] sporo hodowców stosuje takie środki, aby uniemożliwić ciężarnym zabicie płodu. Ciężarne potrafią się podobno rzucać brzuchem na kraty albo nie przyjmować pokarmu i robić inne rzeczy po to, by dziecko się nie urodziło i nie zginęło w ubojni.”
To nie jest piękna proza, chyba, że ktoś interesuje się turpizmem. To proza ostra niczym rzeźnickie ostrze, skutkująca moralną zgagą w postaci refleksji nad naszym podejściem do zwierząt.
Wyborny trup, przeł. Patrycja Zarawska, Wyd. Mova, s. 272
Recenzja pierwotnie ukazała się w tygodniku „Polityka”.