Pewnie gdyby nie okładka, można by się nabrać, że to nowa powieść autora „Gwiezdnego pyłu”. I nie chodzi tu o to, że Arden starała się kopiować Gaimana. Zbieżność wynika wprost z wyboru samej historii: opowieść z akcją osadzoną w pełnej baśniowych istot dawnej Rosji, z nastolatką jako główną bohaterką, z zasypaną śniegiem głuszą jako tłem sama narzuca ton narracji. Ta zaś przywodzi na myśl historie z książek dla dzieci, więc oparte w dużej mierze na głosie narratora właśnie, może nieco uproszczone choćby w opisach, bo we fragmentach nie-dialogowych skupione na oddawaniu atmosfery. Mrocznej atmosfery.
Stąd skojarzenia z Gaimanem – w końcu nikt lepiej od niego nie potrafi snuć podobnych historii, nikt nie jest lepszym gawędziarzem, nikt jak on nie łączy naszego świata z tym niezwykłym, czającym się w mroku, tuż za linią lasu, w górach, a może pod ulicami miasta.
Wielu rzecz jasna próbuje. I Katherine Arden się to udało.