if ( function_exists( 'wp_body_open' ) ) { wp_body_open(); } ?>
Marcin Zwierzchowski

Kulturalny Człowiek

xnxxvlxx xnxxxarab www.xnxxbro.com www.xnxxpapa.com

Szczere (i bolesne) rady dla piszących

W rozmowach o pracy w wydawnictwach efektowne jest skupianie się na tym, że na redaktorskie skrzynki/biurka przychodzą teksty złe. Bo przychodzą. Bardzo, bardzo złe.

Wyobraźcie sobie, że raz dostałem monstrualny wydruk, gruby niemalże jak moje udo, oczywiście fantasy, a napisany okropnie, sztampowo itp. Odkładając go na półkę „Odrzucone” przyjrzałem się drugiej stronie tytułowej, a tam dostrzegłem adnotację: „Tom I. Część I”. Czym prędzej rzuciłem się do komputera, by napisać autorowi, by dał sobie spokój i nie marnował już czasu – tak złe to było.

Zresztą, zdarzyło mi się napisać do autora, że tekst poprawny, czyta się, nawet interesujący, ale tak ogólnie to nie ma w tym niczego naprawdę ciekawego, wyjątkowego, wyróżniającego się. Dlatego odrzucam. Autor odpisał, że dziękuje za opinię… a tak przy okazji to jego powieść kupiło duże wydawnictwo. (Szumu nie zrobiła, więc chyba miałem rację.)

Raz też, po tym, gdy do pewnej aspirującej autorki wysłałem maila wyjaśniającego, dlaczego nie kupię jej książki i że przed nią jeszcze długa droga, zanim (o ile) będzie mogła w ogóle myśleć o byciu publikowaną, dostałem odpowiedź: „Cieszę się, że moja powieść się panu nie spodobała, bo jest pan głupi!”. Możliwe.

Nie kończmy jednak rozmowy o tym, co trafia na redaktorskie biurka, i na krytyce oraz oczywistym stwierdzeniu, że szacunkowo 99% tych propozycji nie powinno ukazać się drukiem. Idźmy dalej i zastanówmy się, jak aspirujący twórcy mogą pomóc samym sobie i lepiej pracować nad tekstami.

Oto, skrótowo, zestaw podstawowych rad dla piszących, powstały na bazie moich doświadczeń z mnóstwem, mnóstwem złych tekstów, ale też tekstów dobrych, które jednak nie wykorzystywały w pełni swojego potencjału.

PLANOWANIE

Jeżeli nie możesz opowiedzieć swojej fabuły w formie krótkiego synopsisu, płynnie, to nie masz fabuły. Jeżeli nie wiesz, dokąd zmierzasz i jaka ma być kolejna scena, lejesz wodę, a bohaterowie kręcą się w kółko. Bez celu się błądzi. Nie trzeba mieć excela z zaplanowanym każdym krokiem (choć można), ale trzeba znać finał i mieć nakreślone przynajmniej kilka puntów orientacyjnych. Można zmieniać zdanie w trakcie pisania, jasne, ale żeby to zrobić, najpierw trzeba w ogóle mieć zdanie – czyli wiedzę o własnej historii.

Dopóki dana opowieść jest tylko w twojej głowie, w mglistych czy bardziej wyraźnych zarysach, wydaje się ona pełna i gotowa do spisania. Otóż nie – w ten sposób można mieć skrawki, migawki, kluczowe sceny, ale z ogromną pewnością nie strukturę, a na pewno nie coś, co ma jakiekolwiek tempo. W tym pomaga spisanie synopsisu, czyli szczegółowego streszczenia fabuły, w którym ustala się strukturę i tempo wydarzeń oraz planuje najważniejsze zwroty akcji.

J.K. Rowling na etapie „Zakonu Feniksa” stosowała choćby rozbudowany system tabelek, gdzie każdy z kluczowych bohaterów miał zaplanowane swoje aktywności na każdy miesiąc akcji, tak że pisarka mogła „mieć ich na oku”, nawet wtedy, gdy de facto w książce się nie pojawiali.

Ja preferuję pomoc karteczek samoprzylepnych, na których opisuję poszczególne sceny, zapisuję cytaty itp. Taki „karteczkowy” system jest pomocny na dalszym etapie prac, gdy już jakaś struktura się wykrystalizowała, ponieważ świetnie nadaje się do edytowania/przestawiania itp. Pozwala też zobaczyć historię z podziałem na sceny, co może pomóc; autorzy scenariuszy serialowych na przykład różne wątki oznaczają różnymi kolorami karteczek, dzięki czemu widzą, ile scen w danym wątku mają w danym odcinku – przełóżmy to na rozdziały, a mamy świetny system pilnowania struktury wielowątkowej!

PRZEPISYWANIE

Pierwsza wersja twojego tekstu jest słaba. Druga też. Trzecia może lepsza. Ale jeżeli na oryginale nie ma mnóstwa skreśleń, a początku historii nie przepisało się ze sto razy, to pewnie poświęciłeś/poświęciłaś mu za mało uwagi. Wszyscy zmieniają, przepisują i nieustannie ulepszają, zwłaszcza fragmenty otwierające historię, jako że te ją „ustawiają” – pisanie różnych wersji pierwszych rozdziałów pomaga również testować choćby style narracji; nie należy się więc przywiązywać do pierwszych rozdziałów, można tworzyć ich wiele wersji, a potem iść dalej z tą, która okaże się najlepszą/najbardziej nam pasuje.

(PS Opcją na częściowe ominięcie przepisywania jest długie i dokładne planowanie – czyli de facto przepisywanie historii w swojej głowie, poprawianie, zanim jeszcze siądzie się do jej spisywania.)

Paolo Bacigalupi pierwszy rozdział „Nakręcanej dziewczyny” przepisywał 31 razy. Rowling napisała wiele, wiele wersji otwarcia „Kamienia Filozoficznego”. Neil Gaiman pisze ręcznie, w notesach, następnie przepisuje tekst do komputera, do razu go redagując. Joe Hill w notesach napisał pierwszą wersję doskonałego „Strażaka”.

CIĘCIE

Nieważne, jak długa jest twoja historia, i tak masz ją skrócić. Tak przynajmniej o 1/5, może nawet bardziej, zależnie od objętości początkowej. Postaw sobie cel: zetnę 30% tekstu. I naprawdę się staraj! Nie da rady? Ścięte zostało 20%, i po prostu bardziej się nie da? Super, to znaczy, że to, co zostało to już konkretna opowieść. Ale widzisz – ta 1/5 jednak poleciała, historia wciąż działa, bohaterowie wciąż dobrze nakreśleni, a jednak fabuła mniej meandruje i mniej jest zbędnych słów.

Podstawową umiejętnością każdego, kto chce pisać fabuły jest bycie bezlitosnym dla własnych tekstów i widzenie ogólnego celu, jakim jest jakość całej historii, również kosztem choćby ukochanej sceny czy bohatera. To trudne, jasne – stąd pomocne jest stawianie celów.

Nauczyłem się tego jako dziennikarz – tu też mam historię, w formie artykułu jednak, ale mam i limit znaków, bo choćby strony „Polityki” nie są z gumy. Teraz robię więc tak, że spisuję pierwszą wersję tekstu, może i na 20 000 znaków, a następnie tnę bezlitośnie, bo przecież limit to 13 500. Nie ma wyjścia, więc muszę przyglądać się każdemu słowu. To dobry trening!

Choć robię też tak, że wprawdzie skracam, ale wciąż pozostawiam z 1000-2000 znaków ponad limit, śląc do redaktora z adnotacją, żeby już sam skrócił, co pozwoli mu choćby zdecydować o ciężarze tematycznym teksty – czy np. skrócić wstęp i bardziej skupić się na analizie, czy jednak lepiej wprowadzić. Podobnie w pisaniu książek koniec końców nie jest się osamotnionym i trzeba pamiętać o tym, że w normalnym układzie pojawi się redaktor, który spojrzy na wszystko ze swojej perspektywy.

PRZEPISYWANIE

To urocze, że sądzisz, że skoro już twoja historia była dokładnie planowana, przepisywana i cięta, to już niczego się w niej nie poprawi. Urocze. I nieprawdziwe. ZAWSZE znajdzie się wiele fragmentów do poprawy, zawsze będą sceny, które mogłyby być lepsze. Zresztą, po tym wcześniejszym przepisywaniu, a potem cięciu coś mogła się posypać, jakiś bohater stracić swój rys, jakaś scena zgubić tempo. Może wręcz trzeba coś dopisać? Na pewno coś się znajdzie do roboty.

PERSPEKTYWA

A teraz odłóż swoją historię. Udało się, prawda? No, nie do końca. Podejdź do półki z książkami/pójdź do biblioteki/księgarni i znajdź pozycję, która jest jakoś podobna do twojej (gatunek, styl, bohater, scenografia), i która jest naprawdę dobra – weź coś z kanonu gatunku. Masz? Przeczytaj uważnie. Już? A, jeszcze chwila…

Już?

OK. I jak tam twoja historia? Nie masz ochoty lać łez nad jej wtórnością i drzeć stron wydruku z powodu własnej nieporadności językowej?

Nie? Serio?

Dobra, dobra, widzę zawziętość. No więc teraz można słać tekst do wydawcy. I czekać. A jeżeli się uda i komuś się spodoba, to przygotować na powtórkę z tego całego przepisywania i cięcia, gdy już za tekst weźmie się redaktor. Bo, rzecz jasna, przed tobą jeszcze dużo pracy.

RECENZENT

Tę funkcję na późniejszym etapie będzie pełnił redaktor – będzie kimś, kto bez żadnej litości będzie surowo patrzył na twoją historię, wywlekał na wierzch jej bebechy, kazał w nich grzebać i – jeżeli będziesz mieć szczęście – na koniec pomoże ci wszystko to pozszywać, a pacjent-historia będzie żył.

Ktoś, od kogo można odbijać pomysły jest jednak wartościowy na każdym etapie prac nad historią. Przydać się może zwłaszcza przy synopsisie, gdzie jest jeszcze miejsca na duże zmiany, na nowe pomysły, a nakład pracy przy ich wprowadzania jest najmniejszy.

GODZENIE SIĘ Z PORAŻKĄ

Wszystko, co jest tu napisane dotyczy pisania dobrych historii. Wyjątkowych. Nie odlewanych od sztancy klonów bestsellerów – te sprzedają się i bez redakcji i korekty, a co dopiero myśleć o planowaniu i żmudnych poprawkach. Rzecz jasna, takie klony pisze się o wiele łatwiej, niż dobre historie – dlatego dobrych historii na rynku jest mało, bardzo, bardzo mało.

I szanse na stworzenie takiej są bardzo małe. Przynajmniej za pierwszym razem. Trzeba więc mieć świadomość, że dana historia może służyć tylko nauce, może być skazana na wieczne leżenie w szufladzie, bo nie będzie dość dobra. Niemniej, będzie lekcją. Na którą trzeba być gotowym.

NA PEWNO MASZ COŚ DO POWIEDZENIA?

Jako redaktor i recenzent chciałbym zapytać, zanim zasiądziesz do synopsisu: czym twoja historia wyróżnia się spośród tysięcy innych, które każdego roku pojawiają się na księgarskich półkach w Polsce? Co masz nam do powiedzenia? Czy nie są to aby przypadkiem banały, oczywistości, których nie warto powtarzać?

Pisać historie powinno się z dwóch powodów: bo ma się do opowiedzenia jakąś oryginalną fabułę, lub dlatego, że ma się pomysł na oryginalny sposób opowiedzenia danej fabuły. Tyle. Aż tyle.

Fot. główne: Art Lasovsky

 

Next Post

Previous Post

2 Comments

  1. body_milk 5 grudnia, 2018

    Stosuje pan dziwaczną, jakby półspolszczoną, formę „meil” – to rodzaj prywatnego żartu czy automatyczna literówka?

© 2024 Marcin Zwierzchowski

Theme by Anders Norén

Zoofilia - BestialityPorn - DogFuckПриглашаем на Порноболт за русским порноalbaneza - xnnx - rwdtube