„Niszcz, powiedziała” to dla Piotra Rogoży drugi debiut. Ponad dekadę temu wydał powieść „Po spirali”, potem był jeszcze zbiór opowiadań „Rock’n’roll, bejbi!” i skierowany do młodszych czytelników „Klemens i Kapitan Zło”, nie licząc jednak gościnnych występów w antologiach, autor ten zniknął z księgarń na osiem lat. Teraz natomiast powraca, odmieniony – dojrzalszy pisarsko, lepszy.
Rogoża zaprasza nas do współczesnej Warszawy, której duszę zdaje się uchwycił nad wyraz udanie. Przynajmniej jeżeli chodzi o młodych, ambitnych, z korporacji. Opisuje przy tym konkretnych ludzi, nie tworząc „portretów pokolenia”, co wypada wyjątkowo naturalnie; czuć w tym doświadczenia własne Rogoży, który pracę w reklamie zna z pierwszej ręki.

Rytm opowieści dyktuje jednak coś innego – sprawa zaginięcia byłej dziewczyny głównego bohatera. Oraz zamachy terrorystyczne, do których dochodzi w Warszawie, a które w przedziwny sposób zdają się mieć jakiś odległy związek z naszym bohaterem. I tu Rogoża najbardziej zaskakuje, jednocześnie właśnie tym zyskując uznanie czytelnika – nie wybiera łatwej ścieżki opowieści sensacyjnej, choć sama fabuła nieustannie zdaje się pchać go w tę stronę, konsekwentnie wybierając rozegranie tych wszystkich wielkich wydarzeń w skali mikro, koncentrując się na uczuciach jednej osoby.
To odświeżające, bo Rogoża z jednej strony jest w stanie zaoferować czytelnikowi dreszczyk emocji właściwy fabułom pokroju „Mr. Robot” czy „Zaginionej dziewczyny”, nie odchodzi natomiast przy tym od serca swojej powieści, czyli historii chłopaka, u którego stabilność zawodowa łączy się dziwnie z pustką życia osobistego i samotnością w wielkim mieście.