„Longlegs” (u nas jako „Kod zła”) to horror tyleż głośny, co konfundujący. Bo towarzyszących temu filmowi zachwytów po prostu nie rozumiem. Owszem, momentami wygląda cudnie groźnie, kamera pracuje świetnie. Ale to momenty. Poza tym to po prostu historia, która na siłę stara się być dziwna i w finale okazuje się banalna i rozczarowująca.
Symbolem niepotrzebnego udziwniania jest tytułowa postać, grana przez Nicolasa Cage’a. Dlaczego on tak wygląda? Dlaczego tak się ubiera? O co mu chodzi? Dlaczego wreszcie w jednej scenie nagle zaczyna mówić-śpiewać? Odpowiedzi brak. Na pewno nie jest to potrzebne fabule. Ot, uznano najwyraźniej, że jak ktoś zły, to musi wyglądać dziwnie i mówić jeszcze dziwniej. To typ gościa, który gdy w okolicy zaczynają umierać ludzie, powinien nad głową nosić transparent z napisem „Podejrzany nr 1”.
W tym filmie zresztą wszyscy są dziwni lub karykaturalni. Na czele z główną bohaterką. Tu nikt nie mówi i nie zachowuje się normalnie, wszyscy są właśnie nie jak ludzie, ale jak postaci z horroru, który strasznie stara się wzbudzić w nas niepokój. I to psuje odbiór historii, bo reżyser Oz Perkins tą swoją manierą zbyt wiele nam zdradza, za bardzo pokazuje palcem, co jest nie tak i na co zwracać uwagę.
Powiecie: ale przecież choćby w takim w „Mandy” też wszyscy są dziwakami, i to działa.
Owszem, ale w „Mandy” dziwność i przerysowanie to estetyka całego filmu, tu wszystko jest spójne. „Longlegs” stara się być natomiast „Siedem” czy „Milczeniem owiec”, stara się udawać thriller czy kryminał, fabułę opiera o śledztwo FBI, a Longlegsa traktuje jak seryjnego mordercę. (Nawet paleta barw i praca kamery to nader często czysty Fincher.) Sęk w tym, że to pozory, tektura, za którą nic się nie kryje – to śledztwo nie jest śledztwem, jest sekwencją wydarzeń uruchomioną pojawieniem się głównej bohaterki, która ma wiedzę. Tyle.
Czy „Longlegs” może przestraszyć? Tak. Czy ma sceny ze świetnie budowanym napięciem? Tak. Czy potrafi zaintrygować? Jeszcze jak. Generalnie pierwsza połowa filmu może się podobać – gdy Perkins buduje swój świat i bohaterów. Schody zaczynają się później, gdy okazuje się, że notatka dla absolutnie wszystkich postaci to „dziwniej”, a sama fabuła prowadzi do dłużącego się i nieciekawego wyjaśnienia zagadki Longlegsa. Jest taki moment, gdy ten film staje się karykaturą samego siebie, są tu sceny niepotrzebne, mające tylko wzmacniać poczucie „uch, jest dziwnie”.
Zło w „Longlegs” okazuje się banalne, oczywiste i przewidywalne, bo Oz Perkins niespecjalnie wie, co to subtelność, więc jego zwroty fabularne widać z daleka.
Generalnie „Longlegs” jest to nie prawdziwy odjazd, jak „Mandy” właśnie czy „Kolor z przestworzy”, ale dzieciak, który kupił koszulkę zespołu metalowego, którego nie słucha, ale na koszulce jest kozioł i 666, więc teraz chłopak czuje się „alternatywnie”.