if ( function_exists( 'wp_body_open' ) ) { wp_body_open(); } ?>
Marcin Zwierzchowski

Kulturalny Człowiek

xnxxvlxx xnxxxarab www.xnxxbro.com www.xnxxpapa.com

„Gladiator 2” – film bez serca

Obejrzałem film bez duszy. Film, którego twórca nie miał nam absolutnie nic do opowiedzenia. Echo innej historii, zniekształcone i słabe. „Gladiator 2” to kino emocjonalnie martwe, kukła próbująca nieudolnie naśladować ruchy żywej istoty.

To mógł być dużo lepszy film. Może też za bardziej udany uważa „Gladiatora 2” ktoś, kto nie widział oryginału. Ja jednak widziałem, a teraz miałem wrażenie, że Ridley Scott chciał mi pokazać go ponownie, z lekkimi modyfikacjami. Bo ilość scen, które ten film powtarza z poprzedniego jest porażająca. Czasem coś zmieniano, jak choćby w bitwie na otwarcie, gdzie naszymi bohaterami są nie Rzymianie, ale tzw. barbarzyńcy – odwrotna perspektywa do tej z filmu z Russellem Crowem. Poza tym jednak większość takiego „twórczego odtwarzania” podsumować może fakt, że tak jak w oryginale był jeden „niestabilny” cesarz, to w „Gladiatorze 2” – nomen omen – jest dwóch. Rewolucyjne!

W czasie seansu czułem się jakbym oglądał profanację zwłok. Jakby ktoś z niezrozumiałego dla mnie powodu chwycił nieboszczyka za kończyny i zaczął nimi wywijać. Po co? Nie wiem. W tym problem – naprawdę nie mam pojęcia, o czym tak naprawdę jest najnowszy film Ridleya Scotta.

Z „Gladiatorem” z 2000 roku nie miałem takiego problemu – była to opowieść o żołnierzu, który miał dość wojny; o stracie tak wielkiej, że zabiera wolę życia; o ojcu, który miał dwóch synów, jednego z wyboru, oraz drugiego, który był rozczarowaniem; była to historia władcy Rzymu, któremu ojcowska obojętność wypaliła w sercu dziurę tak wielką, że nic nie było w stanie jej zapełnić. W tle było zaś marzenie o Rzymie.

W „Gladiatorze 2” postaci mówią wiele, ale brzmi za tym pustka. Scott namnożył wątków i postaci, podkręcił złożoność politycznych intryg, a swojemu głównemu bohaterowi kazał warczeć, rzucać się i straszyć skwaszoną miną, pluć na Rzym… aż w pewnym momencie, jak za dotknięciem różdżki, odjął mu nienawiść, zarówno osobistą, jak i do Rzymu, i kazał kochać marzenie o tym mieście. Kuriozalne przemiana kuriozalnego bohatera.

Bardzo szkoda w tym wszystkim Paula Mescala, świetnego przecież aktora, który został wysłany z samobójczą misją dorównania Maximusowi Crowe’a. Gdy w „Gladiatorze” Crow odzywa się po raz pierwszy, on jest Maximusem, generałem, człowiekiem strasznym, potężnym, ale jednocześnie czarującym, melancholijnym. Ridley Scott dał tam swojemu aktorowi chwilę na budowę tej postaci. Mescalowi kazał zaś skoczyć na główkę, zaczynając od nijakiej sceny z żoną, by zaraz potem kazać mu wygłaszać przemówienie nie posiadające nawet ułamka mocy słów Maximusa. Następnie kazał kontynuować rolę postaci bez choćby namiastki złożoności, człowieka złego, i poza tym żadnego.

Dawno temu film tak efektowny, realizowany w takiej skali, przez takiego mistrza kina nie pozostawił mnie tak emocjonalnie niewzruszonym. Ridley Scott miał w tej produkcji do dyspozycji wszystkie narzędzia, jakich mógł zapragnąć. Nie miał tylko opowieści.

Next Post

© 2024 Marcin Zwierzchowski

Theme by Anders Norén

Zoofilia - BestialityPorn - DogFuckПриглашаем на Порноболт за русским порноalbaneza - xnnx - rwdtube