Jeden z najlepszych horrorów w historii to jednocześnie bodajże najbardziej niedoceniony film grozy naszych czasów. Jego reżyser, Neil Marshal, znany jest głównie z filmu „Zejście” i „Gry o tron”, gdzie reżyserował odcinki z wielkimi scenami batalistycznymi. Jego najbardziej oryginalnym dziełem pozostają jednak fenomenalni „Dog Soldiers”.
Marshal zarówno napisał scenariusz, jak i wyreżyserował ten film. Cel był chyba jeden: nakręcić horror bardzo, bardzo brytyjski, w którym skrzyłoby się od oryginalnego poczucia humoru. Ale jednocześnie trzymający się realiów, do tematu potworów podchodzący na poważnie.
W dużym skrócie: jest to historia kilkuosobowego oddziału żołnierzy, którzy zostają przetransportowani na szkockie odludzie, gdzie mają wziąć udział w ćwiczeniach. Sęk w tym, że tak naprawdę mieli być wyłącznie przynętą na wilkołaka, którego wojsko chciało złapać i wykorzystać w jakichś niecnych celach. Jak to z wilkołakami, wszystko się skomplikowało, głównie dlatego, że monstrów było kilka, a nie jeden i w efekcie w kilka minut schrupały oddział specjalny, który miał złapać ich kolegę. Na „resztki” natknął się oddział-przynęta, który jako tako zorientował się w sytuacji i dał nogę. „Dog Soldiers” to opowieść o desperackiej obronie tych kilku żołnierzy przed sforą wilkołaków.
„Amadeusz” Formana to to nie jest, fakt. Ale nie ma takich aspiracji: Marshal postanowił widza rozerwać, co osiągnął, łącząc sporą dawkę grozy (świetne wilkołaki, sporo krwi) z wyjątkowo specyficznym humorem, którego źródłem była wspomniana grupka żołnierzy, czyli najbardziej brytyjskich Brytoli, jakich widział świat. Do całości podchodzą z odpowiednią dozą dystansu, ich metody są wyjątkowo ciekawe i nawet w chwilach, gdy brak nadziei na ratunek, zdobywają się jeszcze na ostatni kąśliwy komentarz, którym uderzą przeciwnika. Coś cudnego.
Fani gatunku docenią przy tym wszystkim, przy momentami przerysowaniu na polu postaci, dbałość o to, by w fabule nie było dziur, a bohaterowie nie zachowywali się jak klasyczne postacie z horrorów, które same pchają się monstrom między zęby. O nie, ta grupka wprawdzie może paść, jeżeli już, zrobi to z hukiem, przeklinając jeszcze wilkołaki na odchodnym.
Klimat „Dog Soldiers” jest przez to dość specyficzny, może stąd brak sukcesu filmu, który poszedł raczej ścieżką horrorów klasy B. Tymczasem jeżeli komuś spodoba się ten egzotyczny miks, zakocha się po uszy. Zdecydowanie jest to jeden z najlepszych horrorów XXI wieku. Choć może i nie aż tak straszny.