Komiks Johnsona to wizja świeża wizualnie, ale jednocześnie stosunkowo wtórna fabularnie. Należy jednak docenić próbę zerwania ze standardowym wizerunkiem Wonder Woman i pokazania nowego – pod wieloma względami – oblicza tej superbohaterki.
Mam wrażenie, że historie postapokaliptyczne, gdzie superbohaterski trup ściele się gęsto, a nasz świat zamienia się wizję rodem z koszmaru to ostatnio – przynajmniej w polskiej ofercie – specjalność DC Comics. (Chyba należy postrzegać to jako szukanie osobnej tożsamości dla danej historii i wyrywanie się z ograniczeń głównych linii fabularnych, gdzie choćby śmierć w zasadzie nigdy nie jest permanentna, gdzie fabuły zamknięte są w pętlach powtarzalności, gdzie zeszyt #699 nie może za bardzo różnić się od zeszytu #748.)

„Wonder Woman. Martwa ziemia” ze scenariuszem i rysunkami Daniela Warrena Johnsona to właśnie taka wyprawa w głąb naszych największych lęków. Tytułowa bohaterka budzi się nagle na zgliszczach dawnego świata, by dowiedzieć się, że wszyscy i wszystko, co znała, nie istnieje, a resztki ludzkości walczą o przetrwanie, samemu będąc ściganymi przez zmutowane monstra. Johnson, dosłownie i metaforycznie, kreśli swoją wizję w mrocznych barwach, jednocześnie kusząc nas tajemnicą: co naprawdę stało się ze światem? Kto jest odpowiedzialny jego zniszczenia? Wreszcie: czy na zgliszczach dawnej cywilizacji ludzie mogą być jeszcze… cywilizowani? Wpływ „Mad Maxa” i generalnie kina postapo jest w tym komiksie bardziej niż wyraźny, zwłaszcza w wizji społeczności, z którą styka się Wonder Woman.

„Martwa ziemia” fabularnie nie wyważa żadnych zamkniętych drzwi, raczej trzyma się przetartych już ścieżek. Zwłaszcza pierwsza połowa komiksu to bardzo dobrze nam znana opowieść o społeczności cierpiącej jarzmo despotycznego władcy, w imię ochrony, którą ten im gwarantuje. Wolność za poczucie bezpieczeństwa – która z postapokaliptycznych fabuł nie poruszała tego tematu? Skrzydła Johnson rozwija dopiero bliżej finału, gdy zaczyna odkrywać karty w kwestii wspomnianej tajemnicy – tu faktycznie autor proponuje coś ciekawego, tragicznego w wydźwięku, niejednoznacznego w ocenie.

Prawdziwie komiks Daniela Warrena Johnsona wyróżnia się natomiast wizualnie. „Martwa ziemia” w żaden sposób nie przypomina standardowych komiksów superbohaterskich DC czy Marvela, wizualnie czerpiąc bardziej z horroru. Johnson zaczął od stworzenia nowego wyobrażenia tytułowej bohaterki, zdecydowanie mniej posągowego, które pasuje zarówno do chwil, w której Wonder Woman traci ducha, jak i go momentów furii czy tryumfu. Uwagę zwracają nie tylko niezwykle efektowne i rysowane z dbałością o szczegóły kadry, ale również dynamiczna akcja oraz ciemna, „przybrudzona” paleta barw, nadająca wizji świata po upadku odpowiedni ton.
Czego więc „Martwej ziemi” brakuje fabularnie, Johnson nadrabia w warstwie wizualnej. Ostatecznie więc jest to bez wahania jeden z ciekawszych komiksów DC Comics z ostatnich lat, a choć nie jest to historia pozbawiona wad, ewidentna jest tu unikatowość autorskiej wizji.
Wyd. Egmont. Przekł. Jacek Żuławnik