if ( function_exists( 'wp_body_open' ) ) { wp_body_open(); } ?>
Marcin Zwierzchowski

Kulturalny Człowiek

xnxxvlxx xnxxxarab www.xnxxbro.com www.xnxxpapa.com

Wszystko o jego matce – „Nić widmo”

Film Paula Thomasa Andersona zaczyna się, jakby był opowieścią o wybitnym projektancie i krawcu, Reynoldsie Woodcocku, artyście równie genialnym, co nietuzinkowym. Gdy obserwujemy, jak odkrywa przed nami swoje kolejne dziwactwa, jak pokazuje swoją apodyktyczną stronę, wreszcie jak niczym niepotrzebne już narzędzie odrzuca swoją muzę, myślimy, że wiemy już, jakim obrazem będzie „Nić widmo”. Momentami, gdy Woodcock wpada w gniew czy okazuje zniecierpliwienie, same nasuwają się skojarzenia z „Whiplash” i granym przez J.K. Simmonsa profesorem-katem, dręczącym grających w jego zespole młodych muzyków. Chwilami natomiast Daniel Day-Lewis pokazuje bardziej absurdalne i wręcz zabawne oblicze swojego bohatera, i wtedy myśli mogą zawędrować nawet do Sheldona Coopera z „Teorii wielkiego podrywu”. Po prawdzie, współczesne kino i telewizja pełne są podobnych geniuszy ze skazą, od doktora House’a, po detektywa Monka.

Tyle że Anderson nie nakręcił filmu o nieznośnym artyście.

Prawdziwą bohaterką „Nici…” jest bowiem matka Woodcocka, której wcale nie przeszkadza w tym fakt, że od dawna nie żyje. Swoją fizyczną obecność zaznacza jako pukiel włosów, wszyty w ubrania noszone przez swojego syna. Tak naprawdę jednak znajdziemy ją i w nim samym, i w jego siostrze, Cyril, a nawet w młodziutkiej Almie, nowej muzie-partnerce krawca. Panią Woodcock dostrzeżemy wszędzie tam, jeżeli tylko spojrzymy na świat oczami Reynoldsa, który, utraciwszy ją przed laty, całe życie szukał w innych jej śladu.

Pielęgnował ją w sobie – jego perfekcjonizm, schludność i dbałość o szczegóły, sceny, w których z pietyzmem układa włosy czy poleruje buty przywodzą na myśl troskę matki o wygląd dziecka. To, jak poucza innych przy jedzeniu również kojarzy się z rodzicem strofującym siorbiącego potomka. Zresztą i w krawiectwie widzi swoją matkę, dla której za młodu szył. Element zarządzania życiem i kontroli nad codziennością powierzył zaś siostrze Cyril, uosabiającej rodzica surowego. W swoich muzach szukał natomiast, a w Almie znalazł, czułość i opiekuńczość, a także intymność (tu wchodzimy już w sferę rozważań Jungowskich). Znamiennym jest, że w scenie poznania się dziewczyny i Reynoldsa ta przynosi mu jedzenie, nazywając go pieszczotliwie hungry boy, czyli głodomorkiem.

Woodcock to duże dziecko, dorosły, który dorosnąć nie chciał, który być może teraz kompensuje sobie brak dzieciństwa, jako że matka odeszła, gdy był młody. Miewa humorki, jest kapryśny, wybredny, wybuchowy, a kobiety, z którymi się wiąże, traktuje jak zabawki, które gdy się nimi znudzi poleca Cyril wyrzucić.

Jako dziecko kocha też prawdziwie i całym sobą, i chyba to dostrzega w nim Alma, która zresztą tej dziecinności w nim szuka, a niekiedy aktywnie o nią zabiega.

Ich związek Anderson pokazuje w zasadzie niczym metaforę rodzicielstwa, gdzie wiele chwil okropnych miesza się ze znacznie mniej licznymi wspaniałymi, dla których warto jednak cierpieć.

A może „Nić widmo” mówi nam, że takie są wszystkie związki, w których ścierają się charaktery dwóch indywiduów, a szczęście możliwe jest tylko w tych krótkich momentach, gdy ich cele okazują się zbieżne – tu Reynoldsa chcącego być pod czyjąś opieką i Almy, która pragnie kontroli, a może inaczej – sama, bezdzietna, chciała być komuś matką?

Dualizm ten podkreśla muzyka Jonny’ego Greenwooda, niekiedy piękna i melancholijna, momentami zaś irytująca niczym zgrzyt, na granicy sprawiania bólu. Zresztą podobnie dwoiste są zdjęcia, z kamerą „uwiązaną” do bohaterów, a więc ruchomą i dynamiczną, gdy oni się przemieszczają, i statyczną, tworzącą kadry-obrazy, gdy pozostają nieruchomi.

„Nić widmo” to więc ci bohaterowie, nawet nie opowieść o nich, bo o fabule trudno tu mówić. To trzy portrety, które niczym kolaż składają się na obraz matki Reynoldsa. Dlatego też aktorzy błyszczą tu nadzwyczajnie, zarówno nominowani do Oscara Daniel Day-Lewis i Lesley Manville (Cyril), ale również pominięta na tym polu Vicky Krieps, doskonała jako Alma, raz czuła i niewinna, raz twarda i bezwzględna

„Nić widmo” to opowieść snuta z niebywałym pietyzmem, która wydaje się stać w miejscu, zastygła w portrety trojga głównych bohaterów, tak naprawdę jest jednak historią poszukiwania miłości w sobie nawzajem, z tętniącymi pod warstwą wspaniałych strojów emocjami.

Forma i treść współgrają w tym filmie, opowieści o krawcu-perfekcjoniście, bo i Anderson zachowuje się tu trochę jak Woodcock, kontrolując najważniejsze aspekty produkcji jako scenarzysta, reżyser, producent i współautor zdjęć, i wcielający się w Reynoldsa Day-Lewis słynie z metodyczności swojego aktorstwa i całkowitego poświęcaniu się swoim rolom, niczym Woodcock kolejnym sukniom.

Wyjątkowe zwieńczenie współpracy wielkiego reżysera, Paula Thomasa Andersona, z wielkim aktorem, Danielem Day-Lewisem, dla którego „Nić widmo” ma być ostatnią rolą.

Next Post

Previous Post

© 2024 Marcin Zwierzchowski

Theme by Anders Norén

Zoofilia - BestialityPorn - DogFuckПриглашаем на Порноболт за русским порноalbaneza - xnnx - rwdtube