„Mars Express” to francuska animacja z gatunku kryminału cyberpunkowego. I jest to coś, co osoby lubiące science fiction powinny obejrzeć.
Inspiracje Asimovem („Ja, robot”) i Dickiem/Scottem („Blade Runner”) są tu oczywiste. Mamy parę detektywów, z których jeden zmarł kilka lat wcześniej, a teraz pracuje jako funkcjonująca w robocim ciele kopia zapasowa. Mamy temat wyzwolenia robotów, ich podległości ludziom. Są i wielkie korporacje, potężni ludzie, jest ludzkość na Ziemi i Marsie. Jest wreszcie sprawa kryminalna. Przy czym film ewoluuje, bo zaczyna kryminalnie, a kończy zdecydowanie bardziej eSFowo.
Najciekawszy w „Mars Express” jest świat. Domyślany w bardzo wielu szczegółach. Może w żaden sposób nie rewolucyjny (choć wątek organicznych komputerów ciekawy), ale dopracowany, kompletny, bogaty – widać, że warstwa futurologiczna twórców ekscytowała. W tym względzie więc podtytuł filmu, „Świat, który nadejdzie”, jest nad wyraz trafny, jako że ogromną przyjemnością jest łowienie mnóstwa większych i mniejszych szczegółów eSFowych, którymi napchano tę fabułę.
Może też jednak przez to ostatecznie seans pozostawia poczucie pewnego niedosytu. Fabularnie wszystko tu gra, każdy wątek jest dopięty, sama struktura śledztwa nie zostawia żadnych dziur – jest to bardzo dobrze zaplanowana intryga kryminalna. Jednocześnie jednak ma się wrażenie, że czegoś brakuje – że reżyser Jérémie Périn ciekawie zajawia wiele tematów, ale tak naprawdę ich nie eksploruje. Choćby kwestię organicznych komputerów – ten wątek nie zmierza donikąd. Czy wątek związany z robotami. „Mars Express” sprawia więc wrażenie części wykrojonej z większej całości – jakby wzięto szkielet fabuły, świat, bohaterów, wszystko dobrze ułożono, ale okrojono głębszą treść, sceny, które pozwoliłyby faktycznie eksplorować różne tematy, a nie tylko je zaznaczać. Dobrym przykładem wątki osobiste dwojga głównych bohaterów, które są wbudowane w fabułę, ale tak naprawdę nie mają na nic większego przełożenia. Jest to wszystko o tyle rozczarowujące, że z samego aspektu worldbuildingu widać, że twórcy mają dobre pomysły i przede wszystkim dobre pojęcie o tych futurystycznych tematach. Rzadko coś takiego mówię, ale: ten film trwa 85 minut, i spokojnie mógłby być dłuższy o kolejnych 30.
Niemniej to wciąż bardzo dobra pozycja cyberpunkowa. Wyprawa w kompleksowo przemyślaną przyszłość, wpisana w fabułę pełną akcji, z ciekawymi bohaterami. Rzadko dostajemy takie kino, tym bardziej więc trzeba chwalić, gdy pochwały się należą. Po prostu bardzo, bardzo, bardzo chętnie obejrzałbym wersję reżyserską, która ma 20-30 min dodatkowego materiału, gdzie twórcy wchodzą głębiej w tematy eSFowe.