Ten fakt może dziwić, bo przecież historie niewolników i ich ciemiężycieli to już w zasadzie osobny nurt w kulturze. W ostatnich latach dostaliśmy choćby poważne i bardzo brutalne „Zniewolony. 12 Years a Slave”, uhonorowane trzema Oscarami, w tym najważniejszym – dla najlepszego filmu, jak również przepuszczoną przez wyobraźnię Quentina Tarantino opowieść o niewolniku imieniem Django, w którym na i tak już pełne przemocy historie nałożono dodatkowy filtr i makabryczności, i humoru; film „Django” (dwa Oscary, w tym za scenariusz) to zresztą dowód na to, że temat ten dojrzał już do popkulturowych przeróbek.
I w taki krajobraz wszedł Colson Whitehead, którego poprzednią powieścią była „Zone One”, a więc historia o zombie, napisana – wedle samego autora – z fascynacji prozą Stephena Kinga i Isaaca Asimova. Można by więc się spodziewać, że szukając w Kolei podziemnej. Czarnej krwi Ameryki oryginalności w utartym temacie, spróbuje uciec w stronę fantastyki właśnie. Ten jednak zdecydował się na realizm.