Grany przez Steve’a Carella generał Naird to przywódca, za którym wszyscy mogliby podążyć – mówi Greg Daniels, scenarzysta „Simpsonów”, twórca kultowych „The Office” i „Parks and Recreation”. Jego nowe dziecko, „Siły Kosmiczne”, ma siłę łączenia (w śmiechu) ponad podziałami.
Marcin Zwierzchowski: Wiemy, że zaczęło się od Donalda Trumpa i jego idei nowych oddziałów w armii USA. Jak prezydencki pomysł przekuto w serial „Siły Kosmiczne”?
Greg Daniels: Zaczęło się od tego, że wraz ze Stevem Carellem chcieliśmy zrobić wspólnie kolejny serial. Steve wcześniej spotkał się z Netflixem i to oni podsunęli mu pomysł fabuły o właśnie ogłoszonej nowej formacji w wojsku amerykańskim, Space Force. Mnie również się on spodobał – był bardzo na czasie, a rola generała wydawała się idealna dla Steve’a. Sam też od jakiegoś czasu nosiłem się z pomysłem stworzenia serialu o wojskowych, miałem pomysł na fabułę rozgrywającą się na lotniskowcu. Wszystko to więc zgrało się tu idealnie.
Łatwo jest ścigać się w komizmie z politykami? Ich niekompetencja i często śmieszność ułatwiają komikom pracę, czy ją utrudniają?
Dobre pytanie! W przypadku postaci Steve’a element komediowy bierze się z tego, że ten generał stawiany jest w pozycji, gdzie musi podejmować decyzje, co do których nie ma odpowiednich kompetencji i wiedzy naukowej. I przykłady takich sytuacji, nawet na większą skalę, łatwo znaleźć w naszej rzeczywistości politycznej. Faktycznie trudno, by serialowy generał Naird podejmował jeszcze gorsze decyzje niż te, które często stają się udziałem prawdziwych rządzących. W przypadku generała Nairda natomiast kreujemy go jako postać honorową i uczciwą, w tym względzie więc niespecjalnie konkuruje z politykami.