Są dwie Anny Kańtoch. Jedna dała o sobie znać niedawno – jest autorką kryminałów, za „Łaskę” i „Wiarę” nominowaną do Nagrody Wielkiego Kalibru i uhonorowaną nagrodą Kryminalna Piła za tę pierwszą. Druga od lat zachwyca fanów fantastyki, co przyniosło jej aż pięć Nagród im. Janusza A. Zajdla oraz Nagrodę im. Jerzego Żuławskiego za powieść „Czarne”. Obie spotykają się w „Niepełni” – ta kryminalna zaczyna, ta druga ma jednak równie dużo do powiedzenia. Wydawca używa tu zwrotu „kryminał nieoczywisty”.
Amerykanie postawili by tę książkę na półce z podpisem new weird, obok Chiny Miéville’a, czyli tam, gdzie stoją książki trudne do zakwalifikowania, po prostu dziwne (w dobrym tego słowa znaczeniu). Bo choć zaczyna się „Niepełnia” od trupa, policji i przesłuchania przez funkcjonariuszkę, dosyć szybko przeistacza się w szereg opowieści w opowieściach, a zagadka „kto zabił?” zamienia się w pytania „kogo zabito?”, „czy kogoś zabito?” oraz przede wszystkim: „co jest prawdą”? Ostatecznie natomiast dostajemy opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości, o chęci pozostania nieokreślonym i o presji otoczenia, by wybrać i stać się czymś łatwym do zaklasyfikowania.
Podobnie jak sama powieść, również główna postać „Niepełni” wymyka się powszechnym definicjom, względna u Kańtoch w pewnym momencie staje się nawet sama rzeczywistość.
Wspaniała to proza, która zmusza odbiorcę do ciągłego zachowywania czujności, sprawia, że chce wracać do przeczytanych już fragmentów, ba!, po przewróceniu ostatniej kartki ma się ochotę na ponowną lekturę – bo ta „książka-zagadka” nie podsuwa łatwych rozwiązań i interpretacji. Kańtoch nie trzyma tu się reguł linearności fabuły, zapętla czas, miesza wątki – nie ułatwia nam zadania.
„Niepełnia” Anny Kańtoch to ożywcze przeciwieństwo czytadła, a więc książki służącej do czytania i niczego więcej. Z „Niepełnią” trzeba w czasie lektury walczyć, po jej zakończeniu nie czuje się błogiej satysfakcji, ale raczej palące zaintrygowanie. To powieść, o której chce się myśleć i o niej dyskutować.